serduszko 2

Słowa pomagają

Dziękujemy dziennikarzom, którzy wspierają nas i pomagają trafić z informacją do czytelników. Mamy dowody na to, że słowo pisane ma ogromną moc.

Pałac, ale nie z bajki

Agata Gwizdała, tygodnik.interia.pl, 25 marca 2023

Dzieci zostają tu do śmierci.”

Po pracy, w wolnym czasie, nie zapominając o innych swoich obowiązkach – przychodzą do Pałacu, by opiekować się śmiertelnie chorymi i obcymi dla siebie dziećmi. Szybko się jednak okazuje, że choć śmiertelnej choroby nie udaje się pokonać, to poczucie „obcości” błyskawicznie staje się nieaktualne.

Pani Iga jako wolontariuszka przychodzi do Pałacu już od trzech lat. Zawodowo pracuje w hurtowni elektrycznej. Prywatnie jest mamą dwójki zdrowych dzieci – 23-letniej córki i 14-letniego syna. Dlaczego więc angażuje się w życie hospicjum? – Trafiłam tutaj przez moją kuzynkę. Ona wcześniej była wolontariuszką w Gajuszu i opowiadała mi, że warto spróbować, że jest duża potrzeba, ale też frajda w opiece nad dziećmi. Po dłuższym czasie stwierdziłam, że spróbuję, a jeśli się nie uda to trudno, przynajmniej nie będę miała wyrzutów sumienia, że nie spróbowałam. Przyszłam i się udało. Zostałam – opowiada wolontariuszka Iga Iwasiewicz-Staniszewska.

Z kolei Pan Mariusz w Pałacu udziela się od niedawna. Kurs ukończył w listopadzie, od grudnia zajmuje się dziećmi. Łączy to z prowadzeniem własnej działalności gospodarczej i dojazdami do Łodzi ze Zduńskiej Woli – ok. 100 km w dwie strony. – Od dawna szukałem miejsca, w którym mógłbym pomagać chorym dzieciom. W moim rodzinnym mieście nie znalazłem. Na Pałac Gajusza natknąłem się w Internecie. Przeszedłem kurs przygotowawczy i jestem. I trzeba powiedzieć, że funkcjonuje w dwóch różnych światach, porównując pracę zawodową i czas w Gajuszu. W tym pierwszym jest więcej negatywnych emocji, spraw, klientów, telefonów. Potem przychodzę do Pałacu, przytulam takiego maluszka i wszystko inne traci na znaczeniu – opowiada wolontariusz Mariusz Szymczak, masując po nogach ciężką chorą 7-letnią Natalkę, mieszkankę Pałacu.

Pani Iga szczególną relację ma z Jagódką, która w grudniu skończyła rok. – Jest bardzo chorym dzieckiem, ale też bardzo pogodnym i kontaktowym. W moich obowiązkach jest całowanie, pieszczenie, same przyjemności. Kwestie medyczne oddajemy w ręce profesjonalistów.

– Do mnie z kolei przylgnęła Natalka – wtrąca Pan Mariusz. – Jak tylko mnie zobaczy, to nieważne, czy zajmuje się innym dzieckiem, ona od razu musi być przy mnie. Ona zadecydowała, że to ja jestem jej wujkiem. A to w zasadzie jedyne dziecko w Pałacu, które potrafi samodzielnie chodzić – dodaje wolontariusz.

Pani Iga przeżyła już dwa rozstania w Pałacu. Najpierw pożegnała 3-letniego Natanka, którym zajmowała się blisko rok. – Pamiętam, jak po informacji, że Natanek odszedł, przyszłam do jego pokoju, spojrzałam na jego łóżeczko, a w nim było już inne dziecko. Byłam też na pogrzebie Natanka. Pierwszy raz przeżyłam pogrzeb tak małego dziecka. To uczucie jest straszne. Widok tej małej trumienki zostaje na zawsze. Pamiętam też, że od razu w fundacji zaproponowano mi wsparcie psychologiczne, ale ja wiedziałam, że muszą zając się kolejnym dzieckiem. To był Mikołaj, odszedł po kilku miesiącach.

hospicjum stacjonarne dziecko w lozeczku z glowka na bok Palac ale nie z bajki kwartalnik0223