Słowa pomagają
Dziękujemy dziennikarzom, którzy wspierają nas i pomagają trafić z informacją do czytelników. Mamy dowody na to, że słowo pisane ma ogromną moc.
Ja tak nie potrafię
Krzysztof Rajczyk, Poradnik Domowy, kwiecień 2024
Miała w sobie tyle miłości, że chciała się nią podzielić. Gdy usłyszała o miejscu, gdzie tej miłości bardzo brakuje, z chęcią tam poszła. I została wolontariuszką.
Gdy wraca pamięcią do dzieciństwa, przypomina się jej nietypowy lęk, który często jej towarzyszył. – Bałam się, że ja w życiu nie potrafię niczego innego niż tylko kochać – opowiada. – Że tak naprawdę, nawet jeśli nauczę się jakiejś profesji, opanuję różne umiejętności, to i tak będę się czuła niepewnie, bo jedyne czego mam pod dostatkiem, to ogrom ciepłych uczuć dla innych.
Wszystko dla dzieci
Tę myśl miała z tyłu głowy nawet po latach, gdy była już dorosła. Została specjalistką w branży handlowej, wyspecjalizowała się w sprzedaży dzianin. – Niby radziłam sobie nieźle na tym i na innych polach, ale wciąż czułam dziwny niedosyt – wspomina. – Jakby lukę w codziennym życiu. Nie potrafiłam tego nazwać. To po prostu we mnie tkwiło. (…)
Bardzo samotne maluszki
– Miłość do dzieci uskrzydla – nie ma wątpliwości. – Ale ja czułam, że choć dwa skarby wypełniają moje serce, to jeszcze jest w nim sporo miejsca. Parę lat temu w telewizji zobaczyła program o Tuli Luli z Łodzi. – To interwencyjny ośrodek preadopcyjny – wyjaśnia. – Trafiają do niego te dzieci, które po urodzeniu albo zostały odebrane rodzicom, albo ci nie chcieli lub nie mogli ich wychowywać. Takie maleństwa mieszkają w Tuli Luli, nim znajdzie się dla nich rodzina adopcyjna. (…)
Razem aż do adopcji
Przeszła wymagane szkolenie i z czasem wybrano dla niej dziecko, którym mogła się zajmować. – Mój pierwszy „tuliś”, jak nazywamy naszych podopiecznych, po prostu mnie zachwycił – opowiada. – Szybko przekonał się do mnie. Jego uśmiech wnosił światło w mój świat. Tuliłam, go, całowałam po tych małych stopkach i dłoniach, a on śmiał się do rozpuku. Godzinami do niego mówiła, żeby dać mu poczucie swojej obecności. (…)
Nikt nie pyta o przeszłość
Po Piotrusiu kolejnym jej „tulisiem” została Asia, która już po dwóch tygodniach znalazła dom. – Podobnie było z kolejnymi maluszkami – mówi. – Żartowałam, że mam szczęśliwą rękę, skoro tak szybko trafiają do kochających je, nowych rodziców.
Teraz już dłuższy czas przychodzi do Antosia, który rodziny wciąż szuka. – Początkowo nieufny, zrozumiał, że jestem tu specjalnie dla niego – stwierdza Małgorzata. – Wiem, że urodził się w nie do końca idealnej formie, ale my tu nie znamy przeszłości „tulisiów”. Kochamy je takimi, jakie są: czasem chore, czasem po przejściach. Bezwarunkowo. A Antoś jest cudny. Na jego twarzy, na sam widok Małgorzaty, pojawia się bananik, taki od ucha do ucha, – Pędzę do niego z radością i spędzam z nim każdą wolną chwilę – mówi.