Patryk miał być niesamodzielny

Joanna adoptowała dziecko „nierokujące”. Patryk miał być niesamodzielny

,,Dziękujemy dziennikarzom, którzy wspierają nas i pomagają trafić z informacją do czytelników. Mamy dowody na to, że słowo pisane ma ogromną moc.”

Monika Zieleniewska, medonet, 5 lutego 2023

— Patryk trafił do Pałacu, czyli naszego hospicjum stacjonarnego, jako kilkutygodniowy bobas — mówi Tisa Żawrocka-Kwiatkowska, prezeska Fundacji Gajusz. – Był bardzo chory, cierpiał m.in. na rozszczep wargi i podniebienia oraz dysplazję oskrzelowo-płucną, która oznacza duże kłopoty z oddychaniem. Praktycznie każda infekcja zagrażała jego życiu.

Jednak mimo ogromnych problemów, zaczynał się wspaniale rozwijać. (…) Niestety po kilku miesiącach spędzonych u nas, Patryka zabrano do domu dziecka. Jednak ja się nie poddawałam, włożyłam całe serce, zawziętość i upór, pisałam posty na Facebooku i tym fundacyjnym, i moim prywatnym. Pisałam, że Patryk szuka mamy. (…) Poszukiwania trwały blisko trzy miesiące i cud się wydarzył. Zgłosiła się pani Asia.

Pani Joanna wspomina: – Powiem szczerze, że po przeczytaniu posta pomyślałam sobie, do czego to doszło, żeby takie rzeczy na Facebooku ogłaszać, tak nie powinno być. (…) Dla nas jednak post fundacji był łutem szczęścia, to był najcudowniejszy post na świecie.

— Pamiętam chwile, kiedy myślałam, że po raz pierwszy w historii fundacji przegrałam, że temu dziecku nie uda się pomóc — wspomina Tisa Żawrocka-Kwiatkowska. – Wylałam sporo łez, a nie jestem płaczliwa. Tymczasem, kiedy zobaczyłam panią Joannę, byłam prawie pewna, że będzie dla Patryka najlepszą mamą. (…) Do rodzin trafiło od nas około 30 dzieci, to bardzo dużo, bo chodzi o dzieci chore, także śmiertelnie chore, które w tych rodzinach zmarły.

— Podczas pierwszego spotkania z Patryczkiem w domu dziecka pani dyrektor, która była trochę na mnie zła, powiedziała znamienne słowa: „Jeżeli uda się pani załatwić mu operację, to przywiozę go wszędzie i o każdej porze”. Patryk powinien mieć pierwszy zabieg korygujący rozszczep podniebienia w okolicy pół roku, a miał już półtora roku i jeszcze nie był operowany – mówi pani Joanna. – Następnego dnia znalazłam mu szpital. (…) Patryk został zakwalifikowany do operacji za tydzień. Po niej został już ze swoją nową mamą.

— Pierwszy raz do domu dziecka pojechałam ze swoją dorosłą już córką — wspomina mama Patryka. – Na kocyku na podłodze leżała taka żaba. Lizał jakiś bębenek, bo nie używał w tym czasie rąk. Mnie zamurowało, emocje mnie sparaliżowały. Stanęłam i mu się przyglądałam. Tymczasem córka podeszła do niego, wzięła go na ręce i pocałowała w szyję. Pamiętam wyraz twarzy Patryka, tej zniekształconej twarzy. Był zaszokowany, nie wiedział, o co chodzi. Jak przyjechałyśmy po dwóch dniach, to wie pani, co zrobił? Odsłonił szyję. Przekręcił głowę w bok i odsłonił szyję. Poznał ją. A ja już wiedziałam, że mogą sobie wszyscy mówić, co chcą, ale on będzie walczył, to dziecko się nie podda… i miałam rację.

hospicjum domowe Patryk z rodzicami i Tisa tort Patryk miał być niesamodzielny kwartalnik0123
Patryk z rodzicami i Tisą

(…) Patryk skończy w sierpniu dziewięć lat. Miał półtora roku, kiedy trafił do pani Joanny. Jego mama twierdzi, że nie wyobraża sobie bez niego życia. Patryk daje mamie siłę do walki ze światem Pani Joanna miała świadomość, z czym będzie się mierzyć, podejmując się wychowania chorego chłopca. Podczas spotkania w Fundacji Gajusz pani prezes opowiedziała jej o FAS (alkoholowym zespole płodowym) i operacjach, które musi przejść Patryk.

— Nie byłam tylko przygotowana na to, że dzieci przebywające w placówkach nie są do końca zdiagnozowane — mówi. – Patryka przedstawiono mi jako dziecko nierokujące, dziecko — warzywo. Powiedziano mi, że nie nawiąże kontaktu z drugim człowiekiem, że będzie po prostu leżał. Wkrótce okazało się, że nie mógł nawiązać kontaktu, bo nie do końca widział. Nie mógł nawiązać kontaktu, bo słyszał tylko w 20 proc.

W tym roku szkolnym chłopiec poszedł do pierwszej klasy szkoły specjalnej. Rodzice odroczyli obowiązek szkolny o rok, żeby dojrzał emocjonalnie. Szkołę pokochał i radzi sobie rewelacyjnie. Dodatkowo uczy się grać na perkusji. — Patryk jest dzieckiem, które budzi się na pełnym powerze i zasypia na pełnym powerze — przyznaje jego mama.

Latem bierze udział w Runmageddonie. To zawody dla dorosłych i dzieci, którzy podzieleni na grupy wiekowe pokonują tor przeszkód. Biegną w górę i w dół, w błocie, po wodzie, skaczą. Każdy, kto chce bieg ukończyć, musi dać z siebie wszystko. — Patryk z racji FAS-u jest mniejszy od rówieśników, ma też trochę mniejsze napięcie mięśniowe — mówi pani Joanna. – Zawsze kończy bieg z językiem na wierzchu, zziajany, mokry, brudny, ale kończy.

Wszyscy jego terapeuci mówią, że jest jednym z niewielu dzieci, które chcą, nie trzeba dla nich znajdować dodatkowych zachęt. On chce. To nic, że rozproszy go mucha albo kucyk koleżanki. Skupi się na tym przez chwilę i będzie trzeba wprowadzić go z powrotem na tory zajęć, ale chce. — Pochwalony, natychmiast się rozpływa — mówi jego mama. – To nic, że nazajutrz zapomni, o czym uczył się dziś, bo taka jest specyfika FAS i tych powtórzeń musi być milion, ale się nie zraża. Będzie powtarzał milion razy. Jest niesamowity, dla mnie to bohater.