Chopin i niebieska łyżeczka

Gdy ktoś mnie pyta: „Co robię?”, odpowiadam, że zawodowo zajmuję się śmiercią i nieszczęściem. Ktoś musi zajmować się trudnym pomaganiem, bo samotność nie jest dla dzieci. W Pałacu, w którym mieszkają nasze księżniczki i książęta, zajmujemy się życiem i kruchym szczęściem.

Nie wszystkie nieuleczalnie chore dzieci mają Rodziców i Rodzeństwo, którzy są z nimi w każdej chwili. Nawet ci, którzy poświęcają swoim dzieciakom cały wolny czas potrzebują pomocy i wsparcia naszych opiekunów, lekarzy, psychologów, pielęgniarek i wolontariuszy, aby załatwić konieczne sprawy – zrobić zakupy, zapłacić rachunki, wygadać się czy po prostu przespać jedną noc bez przerwy. Bo życie toczy się mimo wszystko.

Toczy się także w hospicyjnym Pałacu. W Pałacu, gdzie Julka ma apetyt i jest zadowolona tylko wtedy, gdy podczas karmienia trzyma w rączce swoją ulubioną niebieską łyżeczkę. Gdzie Piotruś, który według medycyny w ogóle nie powinien reagować na zewnętrzne bodźce, ożywia się, gdy włączamy mu muzykę Chopina.

Większości dzieci z Pałacu nie da się wyleczyć. Ich historie nie mają też dobrego początku. Trafiają tu z powodu samotności. Chociaż ta część ich zbyt krótkiej drogi, na którą mamy wpływ, powinna być bezpieczna i piękna. Bo chore dzieci czują, gdy jest im dobrze.

Załączam serdeczne pozdrowienia
Tisa Żawrocka-Kwiatkowska
Prezes Zarządu Fundacji Gajusz