Miłość silniejsza niż strach

Tisa Żawrocka-Kwiatkowska

Towarzyszę większości naszych pacjentów hospicjum perinatalnego. Rozmawiam z mamą, tatą, czasem też babcią i dziadkiem oraz starszym rodzeństwem dziecka, które będzie z nami tylko przez chwilę. Planujemy poród, omawiamy różne scenariusze, wybieramy miniaturowe ubranka, ustalamy, czy ma być obecny ksiądz, fotograf.

Jeśli rodzina sobie tego życzy, uczestniczę w porodzie. Czasem telefon wybudza mnie w środku nocy, więc wstaję i jadę do szpitala. Mam w głowie dziesiątki opowieści z tamtych chwil. Jedna z nich z pewnością zostanie ze mną na długo. To historia o sile miłości trzech pokoleń kobiet.

Kiedy zobaczyła dwie kreski na teście, nie skakała z radości.

Babcia, która ją wychowała, kochała i rozpieszczała, zachorowała i jej życie dobiegało końca. Na szczęście mąż, przyjaciel, najbliższy człowiek, był szczęśliwy i cudownie wspierający.

18 tygodni później płakali oboje. Ona czuła się winna, że nienarodzona córeczka ma śmiertelną wadę. Dowiedzieli się, że maleńka odejdzie zaraz po przecięciu pępowiny. Jej życie, całe życie, potrwa 15 minut… Może mniej.

Może zaszkodził stres i smutek?

Zosia zaraz po urodzeniu tulona dłońmi rodziców Miłość silniejsza niż strach kwartalnik0323

Babcia w szpitalu nie płakała. Była sobą, jak zawsze, dorosła, silna, wiedziała, co robić. Jak to możliwe? Po prostu tak ma.

Tuż przed porodem babcia ucałowała spory już brzuszek swojej wnuczki, pogłaskała prawnuczusię. Powiedziała: – Zajmę się nią, nie martw się o nic.

Zosia urodziła się 5 minut po północy. Przeżyła 17 minut. Babcia Antonina zmarła kilka chwil przed prawnuczką.
Przecież obiecała.
Nikt nie był zdziwiony.